Zanim napiszę Wam coś więcej o sobie i tego, czym aktualnie fotografuję, to muszę Wam powiedzieć, że sprzęt, jakim fotografujemy jest nieważny. NA PRAWDĘ. Tzn. trzeba mieć aparat, szkło, lampę, ale marka, ilość, jasność to gonitwa za czymś, czego nie daje sprzęt, a wiedza i umiejętności. Przysłowiowy króliczek to wiedza i umiejętność jej przełożenia na dobre zdjęcia.
Sprzęt, który wybierzemy musi być wygodny i ma się nam podobać jego obsługa. Powinien być po prostu naturalnym przedłużeniem naszych myśli.
Czemu sprzęt nie jest ważny?
Może jako doświadczony fotograf (śluby robię od 12 lat) wiem doskonale, że wszystkim, co wezmę do ręki i nauczę się obsługiwać danego grata to zrobię zdjęcia na bardzo zbliżonym do siebie poziomie. Myślałem, że takie doświadczenie procentuje na inne dziedziny – tzn. jego świadomość. Wygląda to tak, że 3 lata temu kupiłem sobie przyzwoity rower górski i zacząłem jeździć. Uczciwie mówiąc nie szło mi się to zbyt dobrze. Uznałem, że jak kupię naprawdę świetny rower – taki mocno dedykowany do dyscypliny, którą sobie wybrałem to na pewno będę śmigał jak Ci kolesie na podobnych maszynach. Kupiłem i wiecie co? Dalej jeździłem jak ostatnie dno. Później zaczerpnąłem z fotograficznych doświadczeń i poszedłem na początek na jedno grupowe szkolenie, następnie dwa indywidualne i zacząłem jeździć nieźle. Z każdym kolejnym wypadem w góry był progres. Teraz trwa trzeci rok i większość czarnych szlaków zjazdowych nie stanowi dla mnie problemu. Długa historia, ale chciałem Wam po prostu uświadomić to, co napisałem w pierwszym zdaniu, ale nikt sobie tego nie wziął do serca. Sprzęt nie jest ważny.
Każdy aparat od nazwijmy to klasy średniej nadaje się do pracy w naszym zawodzie i spokojnie da radę na każdym naszym zleceniu. Sprzęt zaczyna mieć pewne znaczenie jak mamy bardzo mocno sprecyzowany swój styl fotograficzny i dobieramy narzędzie pod nasze potrzeby – tzn. wybieramy pewne „ułatwiacze”, które nie koniecznie dla innej osoby mogłyby być zaleta np. APSC vs FF. Uwierzcie oba te rozmiary matryc mają zalety i wady. Jak ktoś mi powie, że APSC nie da się robić zdjęć to ja powiem, że ostatnie 3 lata przepracowałem tylko na małych aparatach z taką właśnie matrycą i udało mi się nimi zrobić nawet kilka dobrych zdjęć i całkiem sporo niezłych.
Szymon Olma
No to cześć – czy to dobre miejsce na przywitanie – chyba tak. Cześć, siema, hej jestem Szymon i fotografuję pod swoją marką, czyli Szymon Olma. Jak już wcześniej wspomniałem ślubami zajmuję się od 12 lat, a myślę, że 10 można już przyjąć jako takie podstawowe życiowe zajęcie. Pochodzę z małej miejscowości na Podbeskidziu, a dokładniej z Czechowic-Dziedzic. Od wielu lat pracuję wszędzie dążąc do tego, żeby fotografować jak najbliżej domu – tutaj mocno dzieci zmieniają perspektywę pogoni za dalszym i lepszym zleceniem. Teraz recepta jest prosta ma być świetny temat, który jest blisko domu.
Moja przygoda z aparatem zaczęła się mniej więcej 15-17 lat temu, gdy kupiłem pierwszy aparat i bez czytania instrukcji pochłonięty trybem manualnym zacząłem robić białe i czarne zdjęcia. Zrozumcie mnie dobrze nie biało-czarne, tylko białe i czarne, czyli 255/255/255 lub 0/0/0 po kilku dniach zorientowałem się, że aparat ma światłomierz i wtedy uznałem, że czas wziąć do ręki instrukcję. Nie urodziłem się Bressonem. Nie miałem pojęcia z czym to się je, a wtedy nie było jeszcze youtuba (powstał w 2005!!!). Właśnie to sobie uświadomiłem i czuję się z tym co najmniej dziwnie. Na pomoc przyszły fora i książki. Wtedy moja kariera ruszyła z kopyta. Kwiatki, robaczki, chore HDRy wszystko przeszło przez moje ręce. Kilka lat siedziałem w fotografii artystycznej, gdzie zaliczyłem ponad 100 wystaw w naszym kraju aż pewnego dnia uznałem, że to nie dla mnie. Nie ma tego co mnie najbardziej w tym momencie pociąga w fotografii czyli dynamika, zmienność i idące za tym przewidywanie.
Po fazie artystycznej odkryłem coś co mi się spodobało dużo bardziej czyli fotografię ślubną – poważnie! Nie chodziło wtedy jeszcze o reportaż czy cokolwiek z nim powiązanego. Ta fotografia ślubna to był jakiś inny, niedostępny i ciekawy świat. To nie była to tak ogromna i prężna branża jak obecnie. Dzieciak poczuł, że może da się zarobić na pasji (na fotografii artystycznej się dopłaca do interesu).
Po początkowej zajawce samą fotografią ślubną bardzo szybko przyszło znudzenie tematem i pojawiło się zafiksowanie – ogromne – na dokument i reportaż. Uznałem, że ślub jest idealną tematyką, w której mogę zacząć wdrażać to co mnie interesuje i to da mi dopiero w życiu fajnego kopa do działania. Wiecie co? Ten jeden raz nie pomyliłem się. Reportaż – ten prawdziwy, czasem surowy dokument czasem w lekko bardziej wrażliwej formie stał się moją zajawką, sposobem na życie, który uprawiam już świadomie od około 7 lat i nigdzie się nie wybieram. Dzięki konkretnemu sprecyzowaniu swojego stylu, który oddaje po prostu to jak widzę świat trafiam na Pary, które oczekują dokładnie takiego spojrzenia i następuje tutaj piękna symbioza. Robię dokładnie co co chcę i pary oczekują tego samego – tego, żebym robił to co chcę.
W ramach krótkiego podsumowanie stylu. Uważam się za reportera, dokumentalistę, który jednak też nie zapomina o tym, że uprawia fotografię ślubną i lubię robić też te proste zdjęcia z rodziną i przyjaciółmi, które są zwykłą pamiątką. Lubię jak to wszystko ma po prostu sens.
Na zdjęciach szukam treści. Tak po prostu. Jeśli coś jest ciekawe to lubię nacisnąć spust. Nie tworzę ogromnych ilości zdjęć na reportażu, ale też nie jestem purystą, który szanuje migawkę. Myślę, że jestem gdzieś pośrodku. Tę treść fajnie jak się uda okrasić ciekawym światłem i skomponować w sposób taki, żeby oglądający mógł trochę po obrazie pochodzić i odnaleźć tam coś ciekawego i na pierwszy rzut oka nie oczywistego.
Moja droga już w fotografii ślubnej(wcześniej było sporo jeszcze innych aparatów) rozpoczęła się od Canona 5D i 1Ds II, ale to bardzo szybko porzuciłem i przeszedłem do stajni Nikona gdzie siedziałem wiele lat. D700-D600-D750 – ucieczka. Tak w skrócie wygląda moja przygoda z Nikonem z tym, że nie uciekłem z systemu przez puszki, a przez szkła. Dokładniej za Sigmy, których cały sercem nienawidzę za wszystko czym są. Za ich kapryśność, za ich perfekcyjność bez grama ekscytacji. Kolejna zmiana była spowodowana dwoma powodami. Pierwszy to praca już od kilku lat na trzech aparatach równocześnie przez większość dnia reportażu. Trzy lustra zaczęły mi doskwierać. Trzy lata temu wybrałem system Fuji, w którym jestem do dzisiaj. Fuji wybrałem za wygląd – żartuję oczywiście chodź nie ukrywam, że używanie ich aparatów sprawia mi dużo frajdy też dzięki temu jak wyglądają i jaką mają ergonomię.
Aktualnie mój plecak/torba, bo wybieram jedno z nich w zależności od chyba kaprysu lub humoru to Peak Design Everyday Backpack 20L v2 lub torba ONA Brixton. Obie opcje bardzo lubię za ich wygląd – lubię ładne rzeczy. Peak Design jest świetnie przemyślany, ergonomiczny, a torba jest po prostu piękna w swojej brązowej skórze – więcej nic specjalnego nie oferuje, ale i tak bym jej nie zamienił na żadną inną.
Fotografuję teraz dwoma Fuji X-T3 + Sony a9. Dodatkowo w plecaku jako backup leży sobie na dnie Fuji X-T2 (szkoda mi go oddać po prostu przy obecnych cenach). To teraz dlaczego Fuji? Bo jest małe, lekkie, daje bardzo dobrą jakość obrazu, bo ma genialną ergonomię, świetny wizjer. Bo jako fotograf z zacięciem reporterskim wiszą mi brzydko pisząc otwarte szkła. Lubię na zdjęciu treść, a ta nie powstaje przeważnie na f/1,4. Czy chciałbym, żeby Fuji miało pełną klatkę? Nie bo byłoby to wtedy coś bliskiego Sony tylko z dobrym LCD i EVF. Dlaczego w takim razie do tego zestawu dołożyłem Sony. To jest wynik frustracji na aparat, do którego wzdychałem i na który bardzo długo czekałem tzn. Fuji Pro-3. Niestety nie mogę powiedzieć, że nie spełnił moich oczekiwać tylko rozczarował mnie tym czym się stał. Nie mówię o braku LCD to jest mi mocno obojętne. Dla mnie Fuji serie Pro i T są po prostu przedłużeniem ręki, a w Pro-3 nastąpiła by jej amputacja przez usunięcie wielu dla mnie ważnych przycisków, które robią dla mnie ergonomię tych puszek. W takim razie, za co lubię a9? Za prawdziwą cichą migawkę, którą uwielbiam. Za niesamowity AF-C, który uzupełnia się świetnie z moimi pozostałymi aparatami. Za ISO i to, czym są i na co pozwalają Rawy, które widzę przy komputerze. Czy to aparat idealny bez wad? NIEEEEE. Producent telewizorów do swojego flagowca nie umie wsadzić chodź dobrej jakości LCD i EVF. Ten aparat nie ma singla – po co mi singiel jak mam tak genialny tryb AF-C? Bo lubię przewidywać i ostrzyć, zanim coś się zdarzy, a nie mam ochoty przeskakiwać w tryb manualny. W każdym razie te kilka wad a9tki nie powodują, że jest to aparat przeciętny – jest genialny i polecam z czystym sercem.
A co z optyką?
Optyka jest ważniejsza – tak mówią. Dla mnie też nie jest specjalnie ważna. Ważne jest żebym miał kilka „trzydziestek piątek” lub ekwiwalentu tej ogniskowej. W takim razie do sedna co w tym plecaku:
35mm
Trzy 35, czyli Fuji 23/2 23/1,4 i Sony 35/1,8. Wszystkie są po prostu dobre, małe i lekkie. Do tego pomijając 23/1,4 są bardzo szybkie. Dają fajny obrazek. Fuji 23/2 ma głębie na f2 już po „horyzont” więc często daje radę zrobić tematy głębiej mimo braku światła. Zapytacie, po co mi trzy takie same ogniskowe. Odpowiedź jest dość prosta. Praktycznie na każdym reportażu ślubnym zdarza mi się mieć na sobie trzy aparaty, na których wiszą trzy 35 mm tylko każda ma inny cel
50mm
Nie mam „prawdziwej pięćdziesiątki”za to mam XF35/1,4, który daje piękny obrazek, ale jest dość wolny i Samyang 45/1,8, którego okrutnie lubię za wagę i to co produkuje, a produkuje tak, że nie ma nudy. Stosunek cena jakość 10/10.
85mm
Tutaj XF 56/1,2, ale jest to raczej obiektyw dodatkowy, bo nie jestem wielkim fanem szkieł powyżej 50 mm. Szkło ganianie maluje i jest okrutnie wolne.
Dodatkowo w drugim plecaku i walizce mam worek lamp błyskowych. Staram się zawsze mieć bezpieczne 6 działających sztuk. Aktualnie są to Strobossy 60 basic + wyzwalacze Navigator X, bo mają po prostu bdb. stosunek ceny do jakości. Do tego trochę statywów i innych gratów, do których nie przywiązuję większej uwagi poza tym, że są i jak są sprawne to ich nie wymieniam
Pewnie drogi czytający zastanawiasz się co ten koleś trzypotrzy, że sprzęt nie jest ważny, ale ma 4 aparaty? Odrzućmy Sony a9, który jest nowym nabytkiem kierowanym frustracją, a nie racjonalnym myśleniem i spójrzmy na to pod kątem finansowym. Moje 3 aparaty Fuji kosztują +- tyle, co jeden model Canona czy Nikona z wyższej, półki. Nie z półki flagowej tylko tej, która jest określana jako aparaty dla zawodowców. Wniosek jest dość prosty sprzęt mam mocno dobrany pod moje preferencje, ale całość jest traktowana mocno z głową pod kątem wydatków. Sprzęt ma na siebie zarabiać, a nie tylko być.
Chyba tyle – jeśli ktokolwiek dotarł do końca to piona. Zapraszam do dyskusji w komentarzach poniżej! Teraz możecie zerknąć na moje portfolio lub Instagram.
PS: Zapomniałem napisać o jeszcze jednym ważnym aparacie w moim życiu. A dokładniej o najważniejszym i najlepszym, jaki kiedykolwiek miałem. Fuji x100 pierwsza wersja. Ten aparat naprawdę nie oferował nic wielkiego poza tym, że miałem go zawsze przy sobie. Pozwolił mi zrobić masę super zdjęć, bo miałem go przy sobie. Nauczył mnie fotografować, bo miałem go po prostu przy sobie – zawsze.
Taka myśl kończąca, jeśli macie czasem czas, żeby nic nie robić to go marnujcie z aparatem, bo to tworzy fotografów i pozwala się uwolnić ze spirali myślenia, że jak mam aparat to jestem w pracy.
Chcesz pokazać swoją torbę, sprzęt, historię – napisz do nas na mail hello@kreatywni.co