Co nosi w torbie fotograf The Snap Shots?

Pisanie o sprzęcie zawsze jest dla mnie trudne. Z jednej strony staram się, żeby nie przesłonił mi samego procesu fotografowania wychodząc z założenia, że to jednak ja tworzę zdjęcia. Z drugiej strony każdy z nas stale poszukuje swojego idealnego setu. Czym jest dla mnie taki zestaw? To aparat i obiektyw, które mnie nie irytują i dają radość z pracy. Po prostu. W tym momencie siedzę na 2 różnych systemach, z czego jeden z nich jest zgodny ze wspomnianą ideą, a drugi… wręcz przeciwnie.

Początki

Aparat wziąłem do ręki w wieku 17 lat i bardzo szybko przekułem hobby w pracę. Już w dniu napisania ostatniego egzaminu maturalnego miałem przygotowane portfolio (wykonane całkowicie na analogu), z którym popędziłem do lokalnej gazety. Dzień później odebrałem telefon z informacją, że zostałem przyjęty do pracy. Męczyłem się tam okrutnie, ale za pierwsze pieniądze byłem w stanie wziąć na raty Canona 300D. Srebrny, plastikowy, z kultowym KIT-owym szkłem. Na tamte czasy był to szczyt marzeń wielu fotografów.

The Snap Shots 005

W gazecie wytrzymałem niespełna rok, a z biegiem wielu przypadków kumpel wkręcił mnie do firmy z branży ślubnej.

Wspomnienia z mojego pierwszego ślubu wyglądają mniej więcej tak: lipiec, piekielny upał, sala bankietowa w klimacie remizy, od zapachu potu nie dało się oddychać. Koronawirus to przy tym pikuś. Zostałem tam do świtu. Pracowałem pewnie 18-20 godzin. Najśmieszniejsze jest to, że podczas pracy nad zdjęciami niechcący je skasowałem. Tak! Pierwszy swój ślub w życiu wywaliłem do kosza. To była chyba podświadoma reakcja obronna. Do dziś nie wiem jakim cudem mi się upiekło i dlaczego ktokolwiek chciał ze mną dalej współpracować. Wydaje mi się, że był to rok 2004 albo 2005.

2007 – powstaje Snap Studio

Starsi wyjadacze zapewne pamiętają Snap Studio, do którego dołączyła Nat Kontraktewicz. To były czasy wielkich zmian na rynku ślubnym i udało nam się idealnie wstrzelić w potrzeby „nowoczesnych” par. Jako ciekawostkę warto odnotować, że w tamtych czasach naszymi klientami ślubnymi byli Piotrek Sadowski i Gabriel Gmurczyk (nie jako para offkors), którzy jakiś czas później dołączają do nas współtworząc Snapa. Aktualnie obaj są w czołówce polskich fotografów ślubnych. Pękam z dumy i staram się myśleć, że im w tym pomogłem.

The Snap Shots 003

Po kilku latach decydujemy się rebranding i zmianę nazwy na The Snap Shots. Powody? Chęć zamknięcia pewnego rozdziału, szukanie innej grupy docelowej itp. Ta decyzja niesie ze sobą duże zmiany. Otworzyliśmy się bardziej na klientów zagranicznych. Coraz częściej pracowaliśmy poza Polską. Taki stan rzeczy utrzymuje się do dziś, chociaż nasze drogi z Nat się rozeszły i każde z nas od jakiegoś czasu działa samodzielnie.

Do rzeczy

Miało być o sprzęcie… Przewinęło się tego trochę. Wspomniany Canon 300D, potem cudowna (acz niepozbawiona wielu wad) Konica Minolta 7D, Canon 20D i 30D, Canon 1D mark II, Canon 6D, Canon 5D mark II i III. Dużo tych Canonów jak widać.

W pewnym momencie przychodzi radykalna zmiana. Do torby dołącza Fuji X-Pro1 z obiektywem 35mm 1.4. To początek dalszej ewolucji sprzętowej, która przeradza się w ścisłą współpracę z FujiFilm. Chociaż pierwsza wersja X-Pro nie powalała szybkością, to każdy kolejny model aparatu coraz mocniej wypierał Canona z mojej pracy, aby w pewnym momencie ustąpić miejsca zestawowi w 100% opartemu na Fuji, czyli X-Pro2 + GFX50S. Świetne połączenie, które sprawiało mi dużo frajdy.

The Snap Shots 004

A potem wszystko popsułem…

Różne perturbacje spowodowały, że z GFX’em musiałem się pożegnać. Na to miejsce wkroczyło Sony A7III, które szturmem zdobywało popularność wśród fotografów ślubnych. Szybko przekonałem się, że ten model jest zbyt ograniczony i zastąpiłem go A7RIII. No i niestety nadal czułem rozczarowanie. Sony jest ze mną już pełne 2 sezony i nadal się nie polubiliśmy. Ten aparat to właśnie zaprzeczenie przyjemności z fotografowania. Gdybym miał napisać co mnie w nim irytuje, to pewnie wyszłaby z tego książka grubości „Potopu”. Dlaczego w takim razie nadal jest ze mną? Otóż w tym momencie nie widzę ciekawszej alternatywy. Nie chcę wracać do luster, a w bezlusterkowcach nadal nie ma dużego wyboru. Najwięksi gracze poprzedniej ery, czyli Canon i Nikon zaspali i dopiero niedawno zaproponowali cokolwiek akceptowalnego, ale nadal są to aparaty pod wieloma względami wybrakowane i moim zdaniem niewarte zakupu. Moja niechęć do Sony ma jednak drugą stronę medalu. Jest nią obiektyw Carl Zeiss 35mm 1.4. Tylko dla tego jednego szkła mogę męczyć się z tym systemem. Tak pięknie rysującego i niezawodnego szkła nie widziałem już dawno. Jeśli w końcu pozbędę się Soniaka, to za tym obiektywem będę długo tęsknił.

The Snap Shots 002

Szukałem różnych innych szkieł, które dałyby mi podobne odczucia i niestety nic nie znalazłem. Nie chcę nawet liczyć ile obiektywów kupiłem, żeby po chwili je sprzedać. Ich problem to nuda. Wiele z nich było nijakich. Co z tego, że były ostre od pełnej dziury, jak obrazek był plastikowy i pozbawiony charakteru? Lubię niedoskonałość, trochę brudu, flary i inne optyczne wady w rozsądnych dawkach.

Co w takim razie posiadam?

FujiFilm X-Pro3 – tak, ten romans trwa w najlepsze i chyba nigdy się nie skończy. Tak, to ten aparat bez wyświetlacza, który w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób stał się dla wielu kontrowersyjny. B Z D U R A. Dla mnie X-Pro3 to czołg. Celujesz, strzelasz i masz. Wszystko oparte na mechanicznych pierścieniach, które nie lagują (jak u niektórych sprzętów konkurencji…). Czemu nie X-T4? Bo nie przepadam z designem tej serii. Wolę lunetkowy look Pro trójki i tyle. Subiektywna sprawa.

FujiFilm X-Pro2 – w tym momencie bardziej jako backup. Pomimo swojego wieku nadal jest to świetny aparat, na którym można polegać w najtrudniejszych sytuacjach.

czym fotografuje the snap shots

Fujinon 23mm 2.0 – idealne szkło reporterskie. Szybkie, celne, ostre i bardzo kompaktowe.

Fujinon 18mm 2.0 – z tym obiektywem miałem romans na samym początku zabawy z Fuji, potem sprzedałem, a jakiś czas temu kupiłem ponownie. Umiarkowanie szeroki kąt z dobrym obrazkiem. Świetnie sprawdza się podczas imprezy lub w ciaśniejszych pomieszczeniach jako uzupełnienie 23mm.

Carl Zeiss Planar 50mm 1.4 C/Y – kultowe manualne szkło dające cudowny bokeh. Uwielbiam na sesjach, ale zdarza mi się też użyć go na reportażu, jeśli zależy mi na ładnej flarze.

Sony A7RIII – rozpisałem się na jego temat w poprzednich akapitach. Uzupełnia Fuji kiedy potrzebuję pełnej klatki. Lubię go jedynie w połączeniu z…

Carl Zeiss Distagon 35mm 1.4 – najciekawsza 35ka jaką miałem w rękach. Świetna do wszystkiego.

Samyang 45mm 1.8 – słyszałem wiele zachwytów na temat tego obiektywu. Jeszcze niczym specjalnym mnie nie ujął, ale posiadam go dość krótko. Mam przeczucie, że nie zostanie ze mną na dłużej. Zobaczymy…

Sony 85mm 1.8 – nie lubię długich szkieł. 50mm to dla mnie maks. Czasem jednak trzeba mieć coś w zanadrzu. Jest to obiektyw, którego prawie nie używam na ślubach/sesjach, ale bywa przydatny podczas innych zleceń.

Plecak Vinta – idealnie mieści moje graty, jest mały i wygodny, a przede wszystkim… ładny.

Szelki i pasek na ramię Rebel East – z pewnością znacie, więc nie muszę zachwalać.

The Snap Shots 006

Podsumowując

Nadal czekam na coś ciekawego z pełną klatką. Canon zapowiada mocne premiery, więc w tej chwili skłaniam się do powrotu. Z pewnością zostaję przy Fuji do reportażu, nie wyobrażam sobie siebie bez niego.

Snap Shots Strona WWW oraz super Instagram, a jeżeli macie ochotę pogadać o sprzęcie lub choćby napisać cześć, to piszcie w komentarzu poniżej!
Marcin Kontraktewicz

Chcesz pokazać swoją torbę, sprzęt, historię – napisz do nas na mail hello@kreatywni.co

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *