Jeżeli miałbym określić słowo fotografia w dzisiejszych czasach jednym skojarzeniem lub innym słowem byłby to… smartfon ! Tak dobrze czytacie Smartfon. Czyli fotografia nie istnieje? Istnieje i to nawet u każdego, bo w dzisiejszych czasach każdy jest fotografem tylko czy każdy chce być fotografem? Każdy nam przecież zazdrości. Dużo podróżujemy, jemy „za darmo”, poznajemy fantastycznych ludzi, poznajemy nowe kultury, a przy tym wszystkim jeszcze sporo zarabiamy! No raj dla każdego, kto patrzy z boku, ale czy tak naprawdę jest i to jeszcze w czasie, gdy panuje szalony wirus, który rozprzestrzenia się szybciej niż ścieki podczas awarii oczyszczalni w Warszawie. Do rzeczy.
Skąd pomysł na taki wpis? Wielokrotnie rozmawiam z innymi fotografami i nie tylko, jakie to my mamy właśnie zajebiste życie, które sami wybraliśmy. Fotografia to praca lub styl życia kto jak woli. Dla mnie osobiście to styl życia, który wybrałem 8 lat temu i trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Jednak w 2019 była myśl, aby to rzucić i wyjechać w Bieszczady. Dlaczego? Na to wszystko złożyło się wiele rzeczy takich jak np.: brak odpoczynku, bo jestem pracoholikiem. Nie lubię odpoczywać tylko ciągle pracować. Dodatkowo branie wszystkich prac, jeżeli pasują finansowo, bo nie znam słowa nie jeżeli chodzi o pracę. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że żyjesz tylko ślubami i porzuciłeś to, co lubiłeś najbardziej, czyli sport oraz gotowanie.
To tylko kilka powodów, które spowodowały mój mały kryzys, który na początku roku 2019 był jeszcze mały. Frustracja narastała w momencie, kiedy nie zgadzały się finanse. Przy ponad 30 umowach w 2017 oraz 2018 nagle w kwietniu 2019 roku mam ledwo ponad 20 i pełno wolnych terminów. Frustracja narasta, a ja nic z tym nie robię. Nie przepraszam… robię ! Pary oraz znajomi dostają rykoszetem, bo odzywam się do nich jak gbur. Przychodzi Maj, a na jednym z wesel mnie poniosło i para widzi, że jest coś nie tak. Co robi Łukasz? Pyskuje, zamiast przyjąć uwagi na klatę. Mamy równą połowę czerwca i 3 wesela z rzędu, a dodatkowo po weselu wyjazd do Krakowa.
Pierwsze wesele? Pełna petarda i bezproblemowo ! Następnego dnia? 8 godzin przyjęcia, ale niestety telefon rozwala wszystko. Dzwoni do mnie kuzyn, że babcia nie żyje. Tobie zostaje 5 godzin pracy, więc co robisz? Pracujesz dalej, jakby nic się nie stało. Dotrwałem do końca wesela, ale potem jakby we mnie coś pękło, a następnego dnia kolejne wesele, więc trzeba się pozbierać i jechać dalej. Ostatnie wesele z trzech! Misja w pociągu od rana, bo to długi weekend. Ze wszystkich ludzi w POLREGIO się leje, bo na dworze ok. 30 stopni a mamy godzinę 9 rano. Wszyscy gdzie? Nad morze! Chyba tylko ja i drużyna kolejowa pracowała w tym wagonie, ale wróćmy do rzeczy. Tego dnia było bardzo ciężko, bo odczuwalna wilgotność to 95% a temperatura ok. 38 stopni. Po południu już wiem, że będzie bardzo gwałtowna burza i po ok. 3 godzinach nie myliłem się ani trochę. Wesele z przerwami prądu, zalanym częściowo parkietem i humorzastymi gośćmi spowodował narastająca frustracje, że nic się nie dzieje w środku a na zewnątrz oberwanie chmury. Czekamy, kiedy się rozpogodzi i pracujemy.
Przychodzi godzina 22:00 i wtedy zaczyna się wszystko. Po rozmowie z kobietą ciut młodszą ode mnie wywiązuje się rozmowa, w której nagle prawie dochodzi do rękoczynów, ponieważ część gości myśli, że robię kompromitujące zdjęcia. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdybym faktycznie je robił a tu jak to na weselach. Ludzie się bawią, piją, rozmawiają, czyli klasyka gatunku. Uwierzcie, że niewiele brakowało, abym o 22 30 spakował się i wyjechał do domu z powodu „nieporozumienia” narastającego do wręcz poniżenia mojej osoby wśród kilkunastu gości. Szybkie wyjście na powietrze z dala od ludzi i nadchodzi refleksja, że nie jestem dla gości a dla pary młodej. Zostaje do 00 30 i wykonuje swoją pracę najlepiej jak tylko potrafię, a para do dzisiaj o niczym nie wie. Czy zachowałem się ok? Mogłem zrobić wszystko, a zrobiłem chyba najrozsądniej.
Z rana wyjazd do Krakowa i przez 9h podróży mętlik w głowie odnośnie do wszystkiego, co się działo w ostatnich miesiącach. W międzyczasie udałem się jeszcze na warsztaty „What Else” u Szymona Olmy oraz Łukasza Ostrowskiego. Musiałem do tego wszystkiego nabrać sporego dystansu, bo rollercoaster był niesamowity. Czy coś postanowiłem? Tak ! Czas zabrać się do pracy, ale nie fotograficznej. I tak faktycznie się tak się stało. Przez ponad dwa miesiące pracowałem w zaprzyjaźnionej knajpce, gdzie zwyczajnie gotowałem. Uwielbiam gotować, więc w tym wszystkim była radość, a nie mus. W tym czasie miałem tylko 5 ślubów, co pozwoliło mi pracować na spokojnie na kuchni. Dlaczego akurat kuchnia, a nie na przykład jakiś inny rodzaj fotografii? Chciałem uciec totalnie od zdjęć i spróbować nowego wyzwania. Może tęsknota za aparatem w codziennym życiu pozwoliłaby mi na nowo pokochać aparat, a nie jeszcze bardziej znienawidzić.
Przez te 2 miesiące niewiele się działo tak naprawdę, natomiast stało się coś, co pozwoliło mi otworzyć nowy rozdział odnośnie empatii i relacji z drugim człowiekiem. Dostałem list od pary, który fotografowałem w drugiej połowie czerwca. Na ślubie działy się różne historie i te pozytywne i te negatywne, co niestety też tego dnia wpływały na komfort pracy oraz samą imprezę. Co było w tym liście? Wyjaśnienie wszystkiego na dwóch stronach odnośnie życie prywatnego chwile przed ślubem, w trakcie ślubu oraz po ślubie. Po przeczytaniu listu byłem wstrząśnięty i zmieszany jak martini w dobrym wydaniu. Ruszyło mnie na tyle po kilku dniach, że na kolejne śluby szedłem z nastawieniem na 0. Będzie co będzie i nie ma się co nakręcać na pozostałe sytuacje. We wrześniu musiałem przerwać pracę w kuchni ze względu na brak czasu oraz zaległości z materiałami. Nabrałem sporego dystansu oraz pokory do mojej pracy, którą zawsze lubiłem i dawała mi wiele satysfakcji. W międzyczasie zaczęły wpadać umowy a dodatkowo po ślubach miałem mocną motywację do dalszych działań.
Mamy dzisiaj marzec i od tego czasu zrobiłem niewiele w sferze biznesu, ale w sferze mentalnej? Więcej niż powinienem. Jak ustrzec się od kryzysu? Nie ma złotych rad czy odpowiedzi, ale moje przeżycia mogą Ci dać do myślenia:
- Fotografuj nie tylko śluby, ale i życie codzienne – ślub to nasza praca a inne zdjęcia mogą dać Ci wiele przyjemności. Przy okazji może zrobisz zdjęcie życia lub zwyczajnie komuś sprawisz radość?!
- Rób projekty długoterminowe lub fotografuj, to co zawsze lubiłeś/lubisz.
- Szanuj swój czas i bądź konsekwentny w tym.
- Naucz się być asertywny – to bardzo przydatna umiejętność w trudnych dyskusjach oraz sytuacjach.
- Nie podpalaj się – idź jak do roboty w korporacji, a może zostaniesz mile zaskoczony na sam koniec.
- Dbaj o swoje zdrowie – masz je jedno i jego za nic nie kupisz.
- Dużo rozmawiaj z przyjaciółmi/znajomymi na żywo, a nie przez internet lub telefon
- Miej swoje hobby i pielęgnuj je !
- Zadbaj o swoje finanse – bezpieczeństwo finansowe jest istotne, abyś czuł się bezpiecznie.
- Staraj się odpoczywać jak nie w domu, to jeżdżąc na wakacje – tak na wakacje nie do pracy na wakacjach !
Wygląda to, jak 10 przykazań, które mogą Cię uchronić od kryzysu. Czy pomogą Ci te rady? Nie mam pojęcia, ale jak będziesz w takim kryzysie, możesz zobaczyć na mój post i pomyślisz wtedy, co możesz jeszcze zrobić, aby temu zapobiec. Z drugiej strony słowo kryzys chyba powinien brzmieć inaczej. Bo czy po kilku latach w branży może być kryzys? A może bardziej stagnacja? Tak jak pisałem, możemy użyć słowa kryzys, ale przez dzisiejszy czas, w którym żyjemy. Koronawirus zrobił swoje, ale czy Ty podczas tego kryzysu podtrzymujesz swój biznes oraz siebie, abyś właśnie nie popadł w stagnacje oraz gigantyczny kryzys? Pracuj i rób wszystko, abyś przetrwał, bo każdy biznes ma ofiary – obyś nie był jedną z nich !
Powodzenia
Fotografia jest jak klapki Kubota… to nie klapki to stan umysłu 😛 Dzięki Popi jak zawsze za szczerość!
nie mogę doczekać się następnej publikacji Łukasza!
Napisane najlepiej, bo szczerze!