Mariusz Dyszlewski, fotograf ślubny z Tarnobrzegu, wymyślił sposób na kontynuowanie zdjęć podczas gdy świat się zatrzymał. Wiele osób musiało porzucić swoją codzienną pracę i pozostać w domach. Mariusz to kolejny fotograf, który podczas domowej kwarantanny nie rozstaje się z aparatem. Stworzył on i sfotografował wesele z klocków Playmobil oraz starannie zbudował całą historię. A brzmi ona tak:
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… a nie. Właściwie to nie tak dawno, bo dwa tygodnie temu, w czasach, gdy pandemia opanowała świat, młoda kobieta i młody mężczyzna, mimo przeciwności losu, postanowili wziąć ślub. „Może przełożymy, jak wszyscy?” – pytał przyszły Pan Młody. Ale Panna Młoda była nieustępliwa: „Nie! Nie wytrzymam już ani jednego dnia dłużej, ślub się odbędzie!”.
No cóż… wiadomo, że jak kobieta się uprze, to nie ma przeproś. Ich najpiękniejszy dzień w życiu rozpoczął się standardowo od przygotowań. Panna Młoda wyjęła z szafy swoją wymarzoną suknię ślubną i założyła (pewnie najdroższe w jej życiu) buty. Podczas przygotowań towarzyszyła jej świadkowa. Ach, gdyby nie ona, któż przypilnowałby welonu, aby się dobrze układał? „Wyglądam pięknie” – zachwycała się Panna Młoda, spoglądając w lustro. Najbliżsi członkowie rodziny wtórowali jej przy zachwytach nad jej ślubnym image’em.
W tym samym czasie do swojego ślubu,w towarzystwie swojego wieloletniego kumpla-świadka,przygotowywał się również Pan Młody. Buty wypastowane, kamizelka wyprasowana, mucha leży jak należy. „Jestem gotowy” – stwierdził krótko. Tu było zdecydowanie mniej „och-ów i ach-ów” nad własnym wyglądem niż u Panny Młodej.
Ślub odbywał się w plenerze. Na szczęście było to przed 1 kwietnia, zanim wprowadzono ograniczenia dotyczące przebywania na zewnątrz. Tu, patrząc sobie głęboko w oczy, Młoda Para z klocków Playmobil przyrzekła sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż po kres swoich klockowych dni (czyli dopóki jakieś dziecko ich nie zgubi, nie zepsuje, lub po prostu nie wyrośnie z zabawy nimi).
Szczęśliwi nowożeńcy wraz z gośćmi udali się do sali weselnej. Ta część tego wspaniałego dnia rozpoczęła się od pierwszego tańca Młodej Pary. Młodzi chyba mocno się stresowali, bo tańczyli trochę sztywno, ale gościom i tak się podobało.
Następnie rozpoczęła się zabawa i trwała do białego rana, a nad jej muzycznym przebiegiem czuwał najlepszy w okolicy dj. Zabawa, jak to na weselu, trwała w najlepsze! Były tańce w parach, w kółku, pociąg dookoła sali, nie mogło zabraknąć też uwielbianych przez dzieci „kaczuchów”. Na moment ten cały rozgardiasz przerwał weselny tort – owocowy, ulubiony Pani Młodej. Tort był bardzo słodki, bo po jego zjedzeniu goście od razu złapali nową energię. Cukier w żyłach sprawił, że niektórzy zaczęli tańczyć… i to na głowie! Weselny brakdance rozkręcił całe wesele!
Tej nocy goście zaśpiewali Młodej Parze „Sto lat” nieskończoną ilość razy, były też toasty, okrzyki i oczywiście podrzucanie pana młodego aż do nieba! Stracił chłopak na chwilę grunt pod nogami. Nie zabrakło również pamiątkowych zdjęć z gośćmi i z samym fotografem!
Szczęśliwe i romantyczne chwile przedłużył plener zdjęciowy wykonany kolejnego dnia. Para Młoda w leśnym zaciszu okazywała sobie czułość. Między nimi jest prawdziwa chemia!
Nie można tej historii zakończyć inaczej niż tylko słowami: „I żyli długo i szczęśliwie…”. Oby bez wirusa! Niech jedynym obostrzeniem ich obowiązującym będzie kochać się do końca ich playmobilowego świata
Cały reportaż dostępny jest na stronie internetowej Mariusza ( Playmobil Wedding ). A jak Ty spędzasz domową kwarantannę w czasie koronawirusa? Masz projekt fotograficzny, którym chcesz się pochwalić? Napisz do nas!